DZIEŃ 10, 11, 12
Wtorek, Środa, Czwartek (26, 27, 28 maja 2009 r.)
 

Więc kiedy tylko przenosiliśmy się z miejsca na miejsce, szukaliśmy nowych miejscówek do siedzenia, a przy biednej pani przewodnik zostawała kadra i najwierniejsi słuchacze. Opowiadała o pałacu Dożów o placu Św. Marka i ogólnie najciekawsze informacje na temat Wenecji. Jednak najciekawszą informacją i najwspanialszym słowem które padło z jej ust było magiczne słowo klucz „McDonald”. Wszyscy od razu podekscytowani oczekiwali czasu wolnego, na który musieli trochę jeszcze poczekać.
Wenecja jest uroczym miastem, ale trochę brudnym i nie w moim typie. Każdy ma inny gust. Lecz co mnie w niej urzekło, na pewno to jak ludzie potrafią radzić sobie Bez samochodów, architektura, wąskie uliczki oraz kolory zabytkowych kamieniczek.
Nadszedł czas wolny. Wszyscy ruszyli pędem do Fast food’u. Jednak ceny nie były zachęcające. Sześć euro za hamburgera to jednak przepłacenie. Dlatego niektórzy, ruszyli w poszukiwaniu innych restauracji lub barów. Wszyscy z pełnymi brzuszkami i uśmiechem na twarzy, który był wywołany powrotem i oddaleniem się od pani przewodniczki, weszli na pokład. Po drodze do statku spotkaliśmy przypadkowo grupę polaków. Grupę jak grupę. Osiemdziesiąt osób!
Poszliśmy jeszcze za potrzebą do łazienek i ruszyliśmy już w drogę do naszej ukochanej ojczyzny. Sen zmorzył wszystkich, z drobnymi wyjątkami. Minęliśmy Austrię, Czechy aż nadeszła… Polska! Wreszcie. Przypięliśmy flagę Cataluni do ramy okien. W Tarnowie zatrzymaliśmy się około godziny jedenastej przed południem, na drobnym posiłku w… McDonaldzie! Dziękujemy sponsorom za smaczne śniadanie. Po dwóch godzinach jazdy widok naszego Sanoka, niektórych napełnił radością a innych wręcz smutkiem. Był nawet plan odwiedzenia szybko rodziców i znów wybrania się w drogę do pięknej Hiszpanii. jednak coś nie wypaliło.
Wjeżdżając na parking przy hotelu Dom Turysty, odśpiewaliśmy hymn naszej wycieczki „O la la la”.
Widok rodziców, sióstr i braci napełnił nasze serca radością oraz przekonaniem „Jesteśmy już w domu.”
Ten sen okazał się, krótki i szkoda, że to już koniec. Co dobre zawsze szybko się kończy, ale miejmy nadzieję, że to nie ostatnia wyprawa Gimnazjum numer dwa, w wielki świat.
 

<<<<<

Ania Krysiak 2d