DZIEŃ 10, 11, 12
Wtorek, Środa, Czwartek (26, 27, 28 maja 2009 r.)
 

Kiedy około godziny dziesiątej, każdy uczestnik zjadł już ostatnie śniadanie w Hiszpani w hotelu Haromar, z miną zbitego psa, wszyscy udawali się na górę do swoich pokoi aby zaczynać powoli wynosić swoje bagaże na korytarz.
Równo o dziesiątej wszyscy ustawili się w kolejce do wind, mieszkaliśmy bowiem na czwartym lub trzecim piętrze, więc trudnością byłoby znosić bagaże po schodach. Minęło jakieś pół godziny zanim wszyscy znaleźli się w recepcji lub przy basenie. Kiedy już każdy był przygotowany, aby zanieść walizy do autokaru „Płomiński”, zjawili się opiekunowie, by niektóre osoby wróciły do pokoi posprzątać za sobą.
Po opanowaniu całej sytuacji dotyczącej pokoi, Bez wyjątku każdy wpakował swoje bagaże do autokaru.
Była piękna pogoda, a do naszego wyjazdu pozostało jeszcze kilka godzin, więc nauczyciele zadecydowali, aby grupa podzieliła się na tych co chcą ostatni raz odwiedzić miasto i rynek w Caleli, oraz na tych, którzy pragną spędzić ten czas na plaży.
Ostatnie zakupy i opalanie wyszły pomyślnie. Około godziny pierwszej lub drugiej, wcześniej ustalonej godziny, kadra zadecydowała o wyjeździe.
Byliśmy już przyzwyczajeni do długiej jazdy i wiedzieliśmy jak ten czas wykorzystać. Po jakichś dwóch godzinach cały autokar uczestników zapadł w sen. Podróż do Włoch minęła zaskakująco szybko.
Na miejscu byliśmy około godziny szóstej rano kolejnego dnia. Czyli kilka godzin przed czasem. Na parkingu, kierowcy odpoczywali a pozostali czyli my i kadra ruszyliśmy do łazienek w celu odświeżenia się.
Pani Kasia, czyli pani Pilot przełożyła nasz rejs statkiem do właściwej Wenecji wcześniejszą godzinę.
Rejs statkiem dłużył się, lecz wreszcie po jakimś czasie na horyzoncie pojawiała się… Wenecja. Szczerze mówiąc, brudna woda od razu rzuciła się w oczy, ale miasto robiło wrażenie.
Zanim przyszła pani przewodnik, której imienia już nie pamiętam, dostaliśmy chwilę czasu wolnego na Placu Św. Marka. Plac był potężny, i zadziwiający.
Po trzydziestu minutach, zaczęło się rozglądanie za panią przewodnik. Kiedy się zjawiła, zaczęła opowiadać o tym mieście. „Wenecje można pokochać, albo nie znosić.”, stwierdziła. Robiąc wśród nas ankietę, ciekawe jaka byłaby przewaga za „nie znosić”.Cóż, na pewno spora. Wszyscy byli wykończeni tą podróżą, trasą, czekaniem.

 >>>>>