Dzień ósmy  piątek 27.05.2006r


   Wczesnym rankiem obudziliśmy się w autokarze na granicy Szwedzko-Duńskiej. Odległość od mostu łączącego te państwa wynosiła 8 km. Po krótkim postoju wyruszyliśmy w dalszą drogę. Podekscytowani, jechaliśmy przez największy most w Europie, który został wybudowany za 3 mld dolarów przez królową Danii i króla Szwecji.
Pierwszy naszym punktem wycieczki, było zobaczenie słynnej syrenki kopenhaskiej. Każdy z nas zrobił sobie pamiątkowe zdjęcie z przepiękną pół kobietą i pół rybą, która jak głosi legenda z nieszczęśliwej miłości zamieniła się w pianę. Następnie udaliśmy się pod największą fontannę w Kopenhadze, która przedstawia boginię wraz z czterema wołami. Według legendy, owa bogini, dostała propozycje, że otrzyma tyle ziemi, ile zdąży zaorać w ciągu jednej nocy. Dzięki swojemu sprytu wykorzystała swoich synów, zamieniając ich w woły, które zdążyły wykonać tą pracę i zaorać całą wyspę Zelandię.
Obok fontanny, zwiedziliśmy kościół pod wezwaniem Św. Albana. Następnie udaliśmy pod Amalienbor Slot, który jest siedzibą rodziny królewskiej od 1784r. Zamek ten składa się z czterech identycznych budynków, które znajdują się wokół głównego placu. Mogliśmy zobaczyć strzeżący gwardzistów królowej. Na budynkach były wywieszone flagi, co oznaczało, że królowa przebywała w zamku.
Po dłuższym spacerze dotarliśmy do centrum miasta, gdzie dostaliśmy dwie godziny czasu wolnego. Z przyjemnością udaliśmy się na zakupy po tak nowoczesnych, a jakże unikalnych sklepach i restauracjach. Jednak każdy z niecierpliwością oczekiwał wejścia do ogrodów Tivoli.
Około godz. 14.30, po wykupieniu biletów udaliśmy się na trzy godzinne „szaleństwo” w cudownym Wesołym Miasteczku (Tivoli). Jest ono przepełnione karuzelami, rollercoosterami w powietrzu i w wodzie, restauracjami, lodziarniami i sklepami. Czekaliśmy kilkadziesiąt minut w kolejkach, aby dostać się do największych atrakcji. Jednak opłacało się ponieważ, dostarczona adrenalina wynagrodziła nam czas oczekiwania. Tylko odważni skorzystali z Himmelskibet, Daemonen, Dragen, Monsunen i Odinexpressen. Szybkość, wysokość, kręte zakręty tych atrakcji spowodowały, że każdy z nas krzyczał, piszczał, a nawet płakał ze szczęścia. Trzy godziny minęły bardzo szybko. Nie mogliśmy zostać dłużej, ponieważ śpieszyliśmy się na prom do Niemiec.
Planowo wypłynęliśmy z Dani. Na promie każdy z nas wydał pozostałe pieniądze na pamiątki i słodycze. Około północy dotarliśmy do Niemiec.

Dorota