Dzień czwarty 
 Niedziela 3.06.2007

Kolejny dzień minął pod znakiem, dla wielu największej atrakcji całej wycieczki, Disneylandu. Od samego poranka wszyscy z podekscytowaniem czekali na wejście przez magiczne drzwi do tej krainy. I w sumie sobie poczekali… złośliwość przedmiotów martwych spowodowała, że musieliśmy czekać aż do godziny 12 na rozpoczęcie całej zabawy. Na szczęście czas dosyć szybko minął i już mogliśmy czerpać przyjemność z naszego pobytu. A w samym środku atrakcji było co nie miara. Od przeróżnych kafejek, stoisk z ubraniami, do szybkich rollecoasterów, oraz dla mnie odważnych – małych karuzelek. Jednym słowem każdy mógł znaleźć dla siebie coś odpowiedniego. Warto napisać, że w Disneylandzie przebywaliśmy aż 8 godzin, ale przez ten czas nie można było się nudzić. Jedną z ciekawszych atrakcji była kolejka Space Mountain. Niezwykle szybka, zapierająca dech w piersiach, ale i ze skłonnościami do defektów, o czym przekonałem się na własnej skórze. Zapewniam, że pobyt na samym szczycie kolejki nie był niczym przyjemnym. Mimo wszystko wszelkie nieprzyjemne momenty poszły w niepamięć i pozostała jedynie dobra zabawa. Wspomnę jeszcze o genialnie zrobionym Domie Stachów ( chociaż nic strasznego w nim nie było), starej kolejce na wyspie (skrzypiała niemiłosiernie), czy też krótkiej acz, jak to mówią niektórzy – hardcorowej kolejce Indiana Jones. Około godziny 16 na głównym placu odbyła się parada gwiazd Disneya. Jedno trzeba przyznać – ładne stroje mają. Na pewno była to ogromna atrakcja dla małych miłośników bajek. Zresztą nieco starsze osoby również nie miały prawa do narzekań. Suma sumarów około godziny 20 wszyscy zebrali się przed głównym wyjściem, opowiadając o swoich przeżyciach, zakupach, tudzież anegdotkach. Wszyscy byli niezwykle zadowoleni i w dobrych humorach wróciliśmy na wieczorną obiado – kolację. Jednak do późnych godzin nocnych toczyły się dyskusje, kto ile razy zjechał na danej kolejce….

Bartek